Już od dłuższego czasu, zwłaszcza od tak zwanej transformacji ustrojowej potykam się o określenia, które mnie mocno irytują, choć wiem, że nie mijają się one z prawdą. Słyszę, czytam i widzę, że ktoś tam to: ksiądz-biznesmen, ksiądz-polityk, ksiądz-filozof itp.I to nie są wyzwiska, bo znając wiele biografii tak nazywanych księży, te określenia obrazują domeny, którym się oni głównie poświęcają. Niestety, nie każdy duchowny zasługuje na określenie ksiądz-kapłan.
Wspominam to przy szczególnej okazji, jaką jest ukazanie się skromnej książeczki poświęconej ofiarnemu księdzu, który całe swe trudne życie , bez reszty poświęcił posłudze Bogu i ludziom. "Na straży wiary. Sylwetka Ks. Stanisława Żuka niezłomnego kapłana czasów prześladowań religii na Białorusi". Z oczywistych powodów nie mogę pamiętać ks. Żuka, który jako proboszcz parafii w Budsławiu chrzcił mnie przed tylu laty ile ich dożyłem. Jednak Jego obecność odczuwałem przez wszystkie lata wspomnień o nim mojej Mamy, jak i starszego rodzeństwa. Moja siostra jest współautorką książeczki, która zawiera wiele fragmentów jej długoletniej korespondencji z ks. Żukiem. Kapłan ten był rzeczywiście niezłomny. Zarówno wobec swego powołania, jak i posługi duszpasterskiej w swej parafii, która z historycznych powodów znalazła się w stalinowskim Związku Radzieckim. Kapłańskie powołanie ks. Stanisława to nie jest opowiastka z bogobojnych przekazów. Ksiądz Stanisław Żuk urodził się 21 marca 1902 roku w Święcianach na Wileńszczyźnie. Uczył się najpierw w rosyjskim, potem w polskim gimnazjum w Święcianach, a po 1920 roku w Toruniu, gdzie na swoje utrzymanie zarabiał korepetycjami. Jego marzeniem były studia na Politechnice Warszawskiej, do których z pasją się przygotowywał.
Przez cały ten czas marzyłem o politechnice, o budowie maszyn lub mostów. Nawet przygotowywałem się do egzaminu konkursowego na Politechnikę Warszawską, a przyjaciele moich pracodawców zaproponowali mi w Warszawie mieszkanie i utrzymanie za opiekę nad ich dziećmi. Bóg jednak zrządził co innego i wybrał mnie niegodnego do budowania innych mostów, mostów do nieba.
Dla mnie, lektura tego wyznania uruchamia w wyobraźni obraz dramatu młodego człowieka, który dokonuje wyboru ciążącego nad całym jego dalszym życiem. Te mosty, których nie wybudował, i tak wyleciałyby w powietrze za sowieckim lub niemieckim sprawstwem. Te mosty, których podjął się budowania przetrwały i służą do dziś, na tym kawałku Rzeczpospolitej, który po nas przejęli okupanci, sowieci, Białorusini. Kilka lat temu byłem tam. Widziałem, że owe mosty budowane przez ks. Stanisława Żuka funkcjonują , a prowadzą tam dokąd kierował on zgodnie ze swym powołaniem swoje owieczki. Dziwnym zbiegiem przypadku, proboszczem w Budsławiu (gdy ostatnio tam byłem) okazał się również absolwent toruńskich uczelni, i choć to Ukrainiec, to w poczuciu swej lojalności do "pozostałości" polskiej obecności w białoruskim dziś Budsławiu, jedną z mszy św. odprawia w jęz. polskim. Naliczyłem ok. 30 parafian. A dokładnie, to parafianek. Wszystkie ok. 80-letnie i wszystkie mnie znały, choć wyjechałem stamtąd 1000 lat temu. Najpierw gremialnie ustalały, czy ja jestem z Mackiewiczów, czy z Kosaczów, a po konstatacji, że i z jednych i z drugich, referowały mi detale z przedwojennej biografii mojej rodziny. Mój chrzciciel ks. Żuk przeszedł sowieckie piekło, które było szczególnie dotkliwe dla ludzi wierzących, a zwłaszcza dla służących im kapłanów. Zachowała się opinia lokalnego działacza komunistycznego, który deklarował ks.Żukowi:
Nie ma na świecie człowieka, którego tak szanowałbym, jak Was Stanisławie Wincentiewiczu i nie ma takiego, którego tak bym nienawidził za to, że jest księdzem.
Ks. Żuk zmarł 7 marca 1983 r. w sąsiadujących z Budsławiem Kościeniewiczach, gdzie pamiętają go jako wiekowego proboszcza mieszkającego wyjątkowo skromnie, co trzeba by przełożyć na warunki ówczesnej sowieckiej Białorusi, i mimo zaawansowanego wieku uwijającego się na dachu parafialnego kościoła, którego odbudowa też była dziełem jego rąk. Są inne warunki i inne czasy, lecz zapotrzebowanie ludzi wierzących (może nie tylko ich) istnieje nadal. Patronem księży-kapłanów działających w trudnych warunkach jest ks. Stanisław Żuk. Choć dzisiaj mieszkam daleko od już mitycznego mi Budsławia, lecz patronat duchowy ks. Stanisława Żuka nad moimi często trudnymi sprawami ciągle trwa.
Dodaj komentarz!