Zaczęło się od znalezionych starych fotografii przedstawiających dawną ulicę Ślepą z widokiem na katedrę i zamek. Ustaliłem, że autor fotografii wywodził się ze starego rzemieślniczego rodu Wagnerów, których farbiarnia i pralnia przez 150 lat funkcjonowały w Kwidzynie oraz w licznych filiach w całej pruskiej prowincji, aż do jej końca w 1945 roku.
Pierwszy z kwidzyńskich Wagnerów był czeladnikiem u majstra farbiarskiego Buhlera z Wirtembergii, który w 1781 roku reskryptem króla pruskiego Fryderyka II otrzymał koncesje i subwencje pieniężne (1000 talarów) na założenie farbiarni w Kwidzynie. Królewska dotacja była spełnieniem obietnicy danej kwidzyńskim rzemieślnikom, którzy dotąd wozili swoje wyroby do farbiarni w Gdańsku albo w Toruniu.
Dwa lata po śmierci Buhlera, Wagner żeni się w 1796 roku z wdową po swym ”farbermajstrze”, przejmując tym samym farbiarnię przy ul.Ślepej, oraz aktywa (2187 talarów), jak i długi firmy (2200 talarów). Przez kolejne lata Johann Christian Wagner i jego następcy niezwykle imponująco rozwinęli farbiarsko-pralniczy interes z kwidzyńską centralą nad Liwą.
W postępujących po sobie pokoleniach Wagnerów ich rodowe przedsiębiorstwo przejmowali najstarsi synowie, natomiast pozostałe rodzeństwo, tradycyjnie dość liczne, spełniało się w bardzo różnych zawodach. W ich dużej rodzinie było więc kilku architektów ( w tym autor kwidzyńskich fotografii – Friedrich Wagner-Poltrock, kilku duchownych, (z których Ludwig Christian Teodor był pastorem w kaplicy staro-luterańskiej przy ul.Basztowej), a także artyści, jak i cala gama przeróżnych innych profesji.
Obecnie wydawana jest w Niemczech familijna gazeta potomków kwidzyńskich farbiarzy rozprowadzana wśród rozlicznych odgałęzień tej rodziny: WAGNER – FAMILIEN –NACHRICHTEN. Potomkowie Wagnerów podkreślają mennonicką tradycję rodu odwołującą się do odwiecznej pracowitości. Rozwój firmy Wagnerów następował jednak dzięki konsekwentnemu wzbogacaniu oferty usług i wyrobów, a także jako rezultat inwestowania w unowocześnianą infrastrukturę zakładu. Oprócz farbowania różnych rodzajów tkanin, a później także drukowania ich – działała przy Ślepej wielofunkcyjna pralnia. Z czasem zainstalowano w niej wydajny kocioł parowy i pralnię chemiczną.
Obroty firmy znacznie wzrosły na pocz. XX wieku, gdy uruchomiła ona „pralnię-ekspedycję” z usługami świadczonymi za pomocą poczty. Nawet z dość odległych miast trafiały więc do Kwidzyna na ul. Ślepą przesyłki zawierające „tkaniny delikatne”, czyli bielizna, koszule, kołnierzyki i mankiety, skąd wracały do nadawcy wyprane i sformowane wedle docenianego kunsztu wagnerowskich prasowaczek.
Dział kołnierzyków do koszul, dzięki wysokim obrotom oraz jakości usług stał się wizytówką firmy. Trzeba pamiętać, że praktycyzm, jak i moda męska stawiały wówczas wymóg, by koszule posiadały przypinane i wymienne elementy, takie jak: kołnierzyk, gors i mankiety. Klienci mogli zamawiać sobie, by wyprane elementy koszul wracały do nich odświeżone i dowolnie wyprasowane: miękko, w półsztywno lub sztywno. Można było zamawiać sobie różne sposoby prasowania kołnierzyków: załamywanie rogów, „stójkę” lub „sportowo”, odpowiednio do stosowanej maniery wiązania krawata. Slogan handlowy „Kragen zu Wagner” („Z kołnierzykiem do Wagnera” )reklamował usługi firmy w całej pruskiej prowincji w rozlicznych hotelach, restauracjach, kawiarniach i w tak popularnych wówczas cukierniach , w których to hasło widniało na serwetkach, filiżankach, talerzykach i szklankach do piwa.
Obrót w pralni kołnierzyków dochodził do pół miliona sztuk rocznie. W fabryce na Ślepej konieczne stało się wybudowanie przepompowni nad pobliską Liwą, z której system pomp transportował wodę do osadnika, a następnie do zbiorników wieżowych. (Fabryczne ścieki, z braku oczyszczalni musiały trafiać do tej samej rzeczki tylko nieco poniżej. Resztki spustu tego procederu możemy oglądać na prawym brzegu Liwy. Są one widoczne z nasypu kolejki na Marezę, której tory przebiegały przy zakładzie.
W latach 30-tych ub. wieku firma Wagnerów realizowała rozliczne priorytetowe zamówienia zlecane przez Wermacht oraz wojskowe szpitale. Jeszcze w 1938 roku Wagnerowie zakupili na licytacji miejskiej posiadłość położoną przy ul.Górnej pod nr 17 przy jej skrzyżowaniu ze Ślepą. (Takich okazji było wówczas wiele, bo po kwidzyńskiej „Kryształowej Nocy” żydowscy właściciele rozlicznych lokali wynieśli się z miasta.
Nr 17 to była już podupadła pozostałość po słynnej w kwidzyńskich opowieściach gospodzie „Pod Złotą Koroną”. W wyremontowanej stajni owego zajazdu (na powyższym zdjęciu z 1932 roku widoczny jest ten budynek z szychulcową ścianą szczytową) zamieszkały konie pociągowe firmy, a w pomieszczeniach byłej gospody po wyremontowaniu i przebudowie ich, ulokowano kuchnię i jadalnię dla personelu (wydawano do 200 posiłków). W latach wojny piętro tego budynku stanowiło „podobóz” angielskich jeńców wojennych z obozu w Malborku, których przydzielono do pracy w pralni Wagnerów. Mieli tam kwaterę wspólnie z jednym niemieckim wachmanem.
Familijny kronikarz rodu (prawnuk założyciela firmy) wspomina, że zakład spłonął w trakcie plądrowania go w 1945 roku. Pozostał budynek pralni i kotłownia, oraz dom mieszkalny Marquardów i Paulów. Teren jest użytkowany przez miejski wydział infrastruktury (czyli MPGK).
Ostatnio wybrałem się na wycieczkę w tamte strony i porównywałem na miejscu stan obecny z tym utrwalonym na już 100-letnich fotografiach.
Zachowane pozostałości zakładu Wagnerów przy Ślepej Nr 4/5 (wg dawnej numeracji) są dziś wykorzystywane jako siedziba kilku firm. W miejscu ich rodzinnego domu znajduje się plac składowy skupu złomu. Nad okolicą góruje okazały ceglany komin w całkiem niezłym stanie. Jest to z daleka widoczna pamiątka po minionych czasach świetności firmy Wagnerów działającej tu kiedyś przez półtora stulecia.
Pozostał także budynek kotłowni, z którą wiąże się poniższa fotografia z ukazanym bohaterem następującej anegdoty.
Przedstawia ona wieloletniego gospodarza kotłowni – jej olbrzymiego brodatego palacza. Powszechnie znany był jego często powtarzający się rytuał trwonienia cosobotniej wypłaty w okolicznych knajpkach, których na ul.Górnej i Podjazdowej było wówczas bez liku. Jakoś niespieszno bywało mu tego dnia do domu w trochę odległym Marienau (Michałowo),więc po prawdziwie upojnym wieczorze przesypiał na ciepłym kotle parowym w swej firmie, a do domu wracał dopiero bladym świtem. Wchodził tam przez kuchenne okno, ponieważ jego Frau zamykała przed nim drzwi domostwa. Potem, aż do niedzielnego południa dolatywały do sąsiadów odgłosy łomotu i klapsów, które ów palacz potulnie przyjmował od swej energicznej małżonki. Później jedynie skarżył się, że niedziele nie należą do jego radosnych dni.
A w poniedziałki pełna gniewu żona palacza przychodziła z wymówkami do szefa firmy, który przy tej okazji pytał ją, czy nie przesadza z obijaniem małżonka, na co słyszał zawsze tę samą odpowiedź; „Ależ panie Wagner, te klapsy, to dla chłopa jak świeże bułeczki.”
Ulica Ślepa jest obecnie „w budowie”. Kończy się przebudowa kanalizacji, której zabytkowy relikt wypatrzyłem na samym krańcu ulicy. Jest to zabytkowa „marienwerderska” żeliwna klapa do włazu, obok której jest już nowa ze sztucznego tworzywa.
A na początku ulicy, nad pustym placem góruje potężna wiekowa lipa, której rozmiary pozwalają przypuszczać, że dobrze pamięta czasy, gdy działała pod nią gospoda „Pod Złotą Koroną”.

Stare fotografie rodzinne Wagnerów ukazują ich nieomal sielankowe życie w pięknych bogato wyposażonych wnętrzach. Widzimy tam dostatek starego mieszczańskiego rodu, biblioteka, fortepian, zabytkowe meble i bibeloty, a wszystko to zmiotły skutki wojny. Tak jak i zmobilizowana męska część rodu poniosła wojenne straty na froncie wschodnim. Nic dziwnego, że w rodzinnej mitologii Wagnerów Kwidzyn wspominany jest jako raj bezpowrotnie utracony.
(Stare fotografie znalazłem na stronach o historii rodu Wagnerów //www.hansbove.de/verschie/stichwort.htm)