Des Grieux„. Od wschodu uliczkę otwiera klasycystyczny budynek Przedszkola „Smyk”, skąd to wyniósł on przeżycia i doznania, które tkwią w nim do dziś i wciąż dzieli się nimi w swoim pisaniu. Jest jeszcze jeden praktykujący poeta związany z tą uliczką bardziej niż inni, bo ma tu zarazem swą sadybę, jak i swe miejsce pracy i powołania. Pochodzący z końca XIX wieku budynek staroluterańskiej kaplicy dziś jest katolicką kaplicą adoracyjną pod wezwaniem słynnego kanonizowanego już charyzmatyka św. O.Pio. A jaką specjalizację może mieć poeta i gospodarz świątyni na ulicy Basztowej? Oczywiście jest on egzorcystą, no bo jakże inaczej – oficjalnym diecezjalnym „ghost-buster” złych duchów. Czy ktoś potrafi zaprzeczyć temu, że Basztową włada nie tylko narożna (od Słowiańskiej) baszta, która dała jej nazwę, ale i unosząca się tu metafizyka?
W upalne, jeszcze lipcowe południe ta senna uliczka jest jak kompletnie wymarła. Raczej oszczędziły ją powojenne rewolucje budowlane i za bardzo nie zmieniła się od czasów gdy nosiła jeszcze nazwę Kleine Herren Strasse. Niewiele jest kwidzyńskich uliczek, które przetrwały niewiele zmienione. Ale w tym zakątku miasta, pomiędzy zachowanymi budynkami, coś tu wisi w powietrzu, moim zdaniem jakaś metafizyka. Sam znam aż trzech wywodzących się z tej ulicy poetów, i to takich znanych, bo publikujących swe utwory. A nie wątpię, że inni także dzisiejsi mieszkańcy tej uliczki, chociaż jeszcze nieujawnieni, też dają się pieścić muzom Erato i Euterpe, które jak wiemy są opiekunkami wierszopisów. W pierwszej z kamieniczek zamieszkali zaraz po wojnie państwo Karaskowie. Pan Roman Karasek był pierwszym artystą malarzem osiadłym w już polskim Kwidzynie, a jego żona Irena przez wiele lat uczyła w pobliskiej szkole. Ich syn Krzysztof jest dziś znanym poetą osiadłym w stolicy. Swoich związków z Basztową nie kryje kwidzyński literat i dziennikarz milczący „Kawaler
Dodaj komentarz!