Wygląda na to, że największym przebojem polskiego Internetu w 2009 roku jest strona www.demotywatory.pl
„W marcu odwiedzało nas dwa miliony osób miesięcznie, w październiku już 6 mln, a teraz pół miliona Polaków dziennie. Wygenerowaliśmy już 300 mln odsłon” – mówi założyciel strony. (…)Dziennie powstaje około pięciu tysięcy demotywatorów, z czego około trzydziestu trafia na główną stronę portalu .”
Demotywator to otoczone czarną obwódką zdjęcie z cynicznym, prześmiewczym lub prowokującym podpisem , który całkowicie zmienia wymowę fotografii. Całość ma szokować, wytrącać z błogiego poczucia równowagi, podważać wymowę oficjalnych lub dobrze znanych sytuacji.
Pomimo nierównego poziomu wydają się zbiorową reakcją internautów na oderwaną od rzeczywistości medialną papkę, jak i społecznym wołaniem o zdrowy rozsądek, a ich humor bywa ostry, gorzki i niepoprawny politycznie. Te trafniejsze są bardziej wymowne niż niejeden wyrafinowany felieton albo wiersz.
Fenomen demotów polega na prostocie ich tworzenia oraz pełnej demokracji. Autorami są zwykli, anonimowi internauci, którzy swoje obrazki wysyłają do znajomych, lub na dostępne strony.
„Demotywatory realizują ludzką potrzebę komentowania rzeczywistości, zabrania głosu w debacie publicznej” – twierdzi Alek Tarkowski, socjolog internetu.
Ludzie w sieci nie mają czasu na czytanie. W komunikacji międzyludzkiej rządzą krótkie formy. Szybciej ktoś rzuci okiem na zdjęcie z tekstem niż na list przysłany e-mailem. Dłuższe wystąpienia tekstowe wypasione obszerną argumentacją są z reguły ignorowane przez internautów. Większe powodzenie mają tu trafne skróty myślowe. Odwołując się raczej do emocji szybciej skłaniają do przemyśleń. Internetowe wykłady i kazania zazwyczaj skazywane są na samotność monologów zaspokajających jedynie osobiste potrzeby psychiczne ich autorów i prowokują wręcz użycie kapsla: „ignoruj temat”.
Dyskutantom „z powołania” przychodzi żegnać się z debatą publiczną odwołującą się do argumentów, na rzecz coraz krótszych sloganów, haseł, spotów, zdolnych zawrzeć coraz mniej myśli.
Słowo – na którym opiera się racjonalna debata – zastępowane jest przez obrazek, „ikonę”, która apeluje do emocji, do żądz, nie do rozumu (choć tak często towarzyszy jej to fałszywe zapewnienie, że jest adresowana „nie dla idiotów”). Perswazję zastępuje manipulacja.
Już nie tylko w prywatnych, czy w środowiskowych rozmowach, ale coraz częściej i w debacie publicznej panoszą się memy.
Glen Grant: Mem to zaraźliwy wzorzec informacji powielany przez pasożytniczo zainfekowane ludzkie umysły i modyfikujący ich zachowanie, powodujący, że rozprzestrzeniają oni ten wzorzec. Pojedyncze hasła, melodie, ikony, wynalazki i mody są typowymi memami. Idea czy wzorzec informacji nie jest memem, dopóki nie spowoduje, że ktoś go powieli.
Używanie memów służy nie tylko skracaniu rozmowy, a częściej zamykaniu jej. Najpoważniejszą wypowiedź sprowadza się do sloganu-wyzwiska, gdy użyjemy w niej obiegowych już memów jak: „komuch”, „liberał-aferał”, „kaczysta”, „homofob”, „solidaruch”, czy któregoś z tysiąca innych. Przelicytować to można już tylko jakąś dosadną ikonką. A gdy chcemy potwierdzić swą tożsamość, czy przynależność do wybranego stada, zamiast deklaracji słownych wystarczy jedynie chlapnąć memem: „Dokładnie tak, dokładnie”.
To jest jak żywioł, przed którym nie ma obrony. Choćby stanęły mu naprzeciw zastępy wytrawnych koneserów mowy i słowa, to tocząca się lawina już ich zmiata.
Sensowne rozmowy toczą się jeszcze w wydzielonych „gettach” witryn starannie uprzątanych miotłą ich administratorów. Są to strony tematyczne i specjalistyczne, bądź autorskie skazane na ograniczony niszowy krąg odbiorców. (Niech za przykład posłuży erudycyjna, imponująca poziomem, „Akademia Rzygaczy”)
Kto wie, czy ewolucja systemów porozumiewania się między ludźmi nie zakończy się wzajemnym okazywaniem sobie min i grymasów. Pewne przesłanki ku temu już funkcjonują w obiegu. Tylko, czy tak już kiedyś nie było na samym początku?
(Pogadankę przed lustrem wygłosił mgr nauk zbytecznych)
Jak zwykle celnie. Cieszę się, że powstał ten blog. Pozwala mi wierzyć, że zdarzają się jeszcze ludzie piszący na temat bez ograniczania się do absurdalnej ilości ikonek. Pozdrawiam i mam nadzieję, że chęć do pisania nie osłabnie.