Adam-Blackhall.jpg     W średniowiecznym Kwidzynie, jak i we wszystkich innych miastach państwa krzyżackiego, obowiązywały różne ograniczenia migracyjne i osiedleńcze. W 1308 roku wielki mistrz Sigfried Feuchtwanger wydał surowy zakaz dotyczący Żydów: „De non tolerandis Judaeis”. A w samym Kwidzynie niemieccy rajcy bronili się przed polskim żywiołem szczególnymi zapisami stanowiącym zbiór praw miejskich w wilkierzu z 1480 r., następującymi dyrektywami:

35. Żaden rodowity Polak nie może zostać obywatelem (mieszczaninem) w Kwidzynie ani zajmować się wytwarzaniem żywności.

36. Nie może żaden Polak domu wybudowanego w mieście Kwidzynie kupować. Jeżeli jednak godny zaufania Polak posiada listy szlachetnego, uczciwego pochodzenia i chciałby na kawałku pustego gruntu budować, to Rada może na to i na uprawianie żywności zezwolić i jego dzieci mogą dziedziczyć. Jeśli jednak chciałby sprzedać, to może tylko Niemcowi a nie Polakowi sprzedać.” (Tłum.: Dionizy Górniewski)

Po likwidacji państwa zakonnego i sekularyzacji Prus Książęcych coraz częściej odstępowano od średniowiecznych rygorów osiedleńczych , co istotnie różnicowało mieszankę ludnościową ziem pruskich. Obok podtrzymywania preferowanego przez zakon osadnictwa na wschodzie ludności niemieckiej, w czasach nowożytnych rozpoczęło się na byłych terenach krzyżackich osadnictwo różnych innych grup narodowościowych. Niebagatelną zachęta dla osadnictwa w państewku rządzącego z Królewca księcia Albrechta, jak później w całym państwie pruskim były swobody religijne. Protestantyzm kruszący dotychczasowy monopol religijny rozprzestrzeniał się poprzez rożne grupy wyznaniowe bazujące na naukach Lutra i jego następców. Zatem w Kwidzynie znalazła schronienie grupa religijna Braci Czeskich. Nawet dostali tu oni w użytkowanie południową nawę katedry oraz pomieszczenie na szkółke dla dzieci czeskich wygnańców przy ul. Wąskiej, którą do 1554 r. prowadził czeski pastor Jan Rokyta. Najważniejsza okazała się jednak fala osadnictwa menonitów. Zbiegli przed prześladowaniami religijnymi przybysze z Niderlandów okazali się szczególnie użyteczni w okolicach Dolnej Wisły, Gdańskich, Malborskich i Elbląskich Żuław. W krajobrazie pradoliny Dolnej Wisły do dziś odczytujemy pozostawione przez menonitów „pomniki” ich minionej obecności w postaci trwałych śladów inżynierii wodnej, kultury rolnej oraz budownictwa. Mniej znaczące, bo już tylko symboliczne i pamiątkowe ślady obecności w Kwidzynie pozostawiło osadnictwo przybyłych tu w XVI wieku Szkotów. Pojawiali się oni tutaj już wcześniej, bo istnieją pisemne ślady ich najmowania się do służby w armii krzyżackiej, jak i udzielania zakonowi kredytów. Przez porty w Gdańsku i w Królewcu w XVI i XVII w. przypłynęło ok. 30 – 40 tys. Szkotów. Wyjeżdżali oni ze swej ojczyzny w poszukiwaniu lepszych warunków życia, pracy i w ucieczce przed prześladowaniami religijnymi, co dotyczyło katolików i prezbiterian. Szkoci wsławili się głównie jako najemnicy w wojsku polskim, pruskim , szwedzkim i w rosyjskim. Jako bardzo profesjonalni i dzielni w tym fachu byli werbowani przez wszystkich. Jednocześnie Szkotów miał w swym wojsku Stefan Batory, jak i broniący się przed nim w 1577 roku Gdańszczanie, którzy wynajęli szkocki regiment dowodzony przez Williama Stewarta w sile 700 żołnierzy. Ich dzielność tak zaimponowała Batoremu, że próbował namówić do służby u siebie – jednak spotkał sie z odmowa i regiment ów powrócił na służbę niderlandzką. Poza wojaczką zajmowali się Szkoci głównie handlem, lecz wykazywali się szczególną zdolnością do asymilacji w miejscach swego osiedlenia. Bez przeszkód przejmowali język i religię tubylców, a najchętniej posażne córki majętnych mieszczan w pruskich i polskich miastach. Liczne są przykłady udanych karier urzędniczych zasymilowanych Szkotów, jak choćby Aleksander Czamer ( Alexander Chalmers , 1645 – 1703), który przez cztery kolejne kadencje był burmistrzem Warszawy. Zanim opanowali wybrane dziedziny gospodarcze (kupiectwo, bankowość, apteki, magazyny itp. ) pierwsi szkoccy przybysze do Kwidzyna i okolic pojawili się jako handlarze tekstyliami. Byli to domokrążcy sprzedający towary niezbędne w gospodarstwie domowym jak: pasmanteria, igły, szpilki, grzebienie, nożyczki. Ich konkurencyjna skuteczność budziła zawiść miejscowych kupców, którzy zabiegali o specjalne ograniczenia aktywności handlowej Szkotów. To w Kwidzynie w 1596 r. rada miejska nałożyła specjalny podatek (marktgeld) dyskryminujący szkockich handlarzy suknem. W innych miejscach zdarzały się lokalne zarządzenia adresowane „przeciw handlarzom szkockim, Żydom, Cyganom i innym luźnym”. Oburzały ich nie tyle same ograniczenia, co towarzystwo w jakim ich lokowano.

W Kwidzynie, w dość krótkim czasie Szkoci wtapiali się w miejscowe mieszczaństwo a nawet w lokalny establishment. Z dokumentacji miejskiej pochodzi informacja, że w Kwidzynie w 1606 roku działały cztery z ośmiu zarejestrowanych szkockich warsztatów tkackich majstrów: George Allan, David Feller , Andreas Morgiss, Thomas Stehler. Znane są nazwiska innych szkockich rzemieślników w mieście: O. Hutcheson, J. Lawson, A. Morris, M. Stirling. Szkotem byli: miejscowy pocztmistrz oraz już w czasach pruskich królewski nadleśniczy. Mniej więcej w tym samym czasie (1595 r.) w Sztumie mieszkało trzech Szkotów: Jacob Rennie , M. Steinson i Dawid Trumb. Z Kwidzynem miał związki naukowiec i światowej sławy podróżnik Jerzy Reinhold (1729-1798). Przyjechał z Tczewa po nauki w tutejszej szkole łacińskiej, po czym uczył się w toruńskim gimnazjum akademickim a następnie studiował w Berlinie. W czasie swej kwidzyńskiej edukacji mieszkał w rodzinie burmistrza. Po zakończeniu studiów powrócił do Kwidzyna, by pojąć za żonę poznaną tu córkę burmistrza Justynę Elżbietę Nikolei.

Po kwidzyńskich Szkotach pozostały pamiątki zachowane w miejscowej katedrze. Szczegółowo opisał je w 1930 r. William Douglas Simpson (1896-1968) historyk ze szkockiego uniwersytetu w Aberdeen (W.D. Simpson: „Scottish Memorials in Marienwerder Cathedral in Pomesania”, 1930). Najznaczniejszą osobę upamiętnia odnowione w ostatnich latach epitafium obok wejścia do kaplicy Groebenów. P1330727.jpg (fot. autora)

Jest to kamienna tablica poświęcona pamięci Adama Blackhall (1670 – 1711), który przez 18 lat był członkiem rady miejskiej i sędzią w Kwidzynie. Jest tam także informacja, że spoczywa on tam ze swoja żoną Anną Blackhall (de domo: Hildebrandt). Dalszy ciąg inskrypcji na epitafium jest trochę nietypowy, bowiem dowiadujemy się, że wdowa Blackhall „obecnie jest zamężna z brygadierem Frazerem” , co wypada tłumaczyć, że tablica nagrobna powstała jeszcze za jej życia. Tym bardziej, że w zakończeniu podana jest data jej zgonu tylko in blanco (17..r.). Ponieważ skądinąd wiemy iż przeżyła ona pierwszego męża zaledwie o cztery lata, stąd można lokować datę powstania epitafium na lata 1711-1715. Epitafium Blackhall’ów wykonane jest w marmurze , którego płyty zamyka ozdobna drewniana rama z barokową dekoracją. Na rogach tympanonu siedzą płaczące putti z pochodniami opuszczonymi płomieniem do dołu.  Dolną część wieńczy charakterystyczny dla epoki motyw vanitas z trupią czaszką przybraną w wieniec kukurydziany i ze skrzydłami nietoperza. P1330738.jpg P1330725.jpg Na rogach tympanonu siedzą płaczące putti z pochodniami opuszczonymi płomieniem do dołu.  Dolną część wieńczy charakterystyczny dla epoki motyw vanitas z trupią czaszką przybraną w wieniec kukurydziany i ze skrzydłami nietoperza.

Douglas Simpson analizuje herby z epitafium i podaje, że Blackhall wywodził się ze starego rodu szkockiego, który w okolicach Aberdeen posiadał do 1590 r. baronię Barra, z zamkiem dobrze zachowanym do dzisiaj. Inni członkowie jego rodu wyemigrowali do Polski i osiedlili się w Lublinie, w Krakowie i w Gdańsku. Wdowa po sędzim wyszła za mąż za rodaka swego pierwszego męża brygadiera wojsk rosyjskich Thomasa Frazera, który dosłużył się swej rangi w armii cara Piotra I. Na filarach katedry kwidzyńskiej pod emporą organową widnieją dwa pobrązowione stiukowe medaliony wykonane przez miejscowego rzeźbiarza Heinricha Medema (1833-1868). Przedstawiają one brygadiera Frazera (+1728) i jego małżonkę Annę Frazer (+1715).

Thomas-Frazer.jpg(Foto Marburg – Bildarchiv)Anna-Frazer.jpg(Foto Marburg – Bildarchiv)

Thomas Frazer został zapamiętany przez współczesnych mu kwidzyniaków jako fundator ozdobnych siedzisk w katedrze dla członków Kolegium Magistrackiego, a przede wszystkim jako fundator stypendium przeznaczonego dla miejscowych młodzieńców podejmujących studia na uniwersytecie w królewieckiej Albertinie lub w Halle. M. Toeppen podaje, że z testamentowego zapisu Frazera z 20 grudnia 1715 r. oraz późniejszej darowizny Samuela Jeschke kapitał stypendialny w 1868 r. wynosił jeszcze 3.221 talarów i 9 srebrnych groszy. Jest jeszcze jedna pamiątka po rodzinie Blackhall i to bardzo okazała. Jest nią jeden z dwu katedralnych protestanckich konfesjonałów – kazalnic. 

 

konfesjonał-I-kol..jpg(fot. autora)konfesjonał-II.jpg(fot. autora)

Bogato zdobiony z licznymi rzeźbami i panelami płaskorzeźb zadaszony baldachimem konfesjonał posiada dedykację z 1716 roku, mówiąca iż ufundowała go „z pobożnego serca” Barbara Charlotta z d. Blackhall (1689-1754). Była ona córka jedynaczka Adama i Anny Blackhall. Drugi, nieomal bliźniaczy konfesjonał ufundował w tym samym roku jej mąż Christian Reinhold Klein królewski leśniczy. Migracja ze Szkocji przez port w Gdańsku przybierała takie rozmiary, że w 1615 roku król Jakub I wydał edykt, który miał ją ograniczyć. Zakazano wpuszczania na pokład statków młodych ludzi (obojga płci), chyba że posiadają listy, w których rodzina wzywa ich do przybycia ze Szkocji lub są oni w posiadaniu majątku (pieniędzy, towarów) który umożliwi im przeżycie przynajmniej jednego roku. Edykt ten Już po roku nie egzekwowano w szkockich portach postanowień tego edyktu. Tysiące Szkotów wysiadało w bałtyckich portach i wielu z nich nie wracało już do ojczyzny. Wykazywali oni podziwianą przez innych zdolność asymilacji w nowych środowiskach oraz solidarność wzajem siebie, jak i lojalność wobec przyjmujących ich tubylców.

W naszych czasach jesteśmy świadkami trwającej swoistej rewizyty Polaków, których w Szkocji jest już ponad pół milion, a w tym spora gromada kwidzyniaków. Wypada mieć nadzieję, że oni pozostawią tam również dobrą pamięć o swoim pobycie.