Lubiński.jpg
W poszukiwaniu relacji podróżników odwiedzających w przeszłości Kwidzyn dotarłem do książeczki – „Szkice z ziemi i historyi Prus Królewskich. Listy z podróży odbytej przez Czesława Lubińskiego.”
Pod pseudonimem Czesław Lubiński występował Konstanty Damrot (1841-1895), który był księdzem, poetą i pisarzem. Pełnił funkcję dyrektora Katolickiego Seminarium Nauczycielskiego w Kościerzynie a ponadto był działaczem górnośląskim, skąd się zresztą wywodził.
Zanim jego „Listy z podróży” wydano w formie książkowej w 1885 roku w Gdańsku, to uprzednio ukazywały się one w odcinkach w „Gazecie Toruńskiej” w 1878 roku. Obok opisów historii, zabytków i ciekawostek odwiedzanych miast smakujemy również język jakim zostały one napisane. Jest to polszczyzna ze schyłku XIX wieku stosowana przez elokwentnego kaznodzieję, oczytanego w pracach historycznych, a zarazem nieco rozmarzonego pisarza w podróży, któremu uroda i smak życia nie są obce.
W „Listach” znajdujemy bogaty w opisy przewodnik m.in. po Gdańsku, Oliwie, Chełmnie, Malborku i po  Kwidzynie.

Najbardziej byłem ciekaw relacji z wizyty w Kwidzynie, w którym stał jeszcze zbudowany w czasach krzyżackich ratusz, w formie nadanej mu w latach 1608-1609, który dopiero po pożarze zastąpiono nową budowlą neogotycką w 1880 roku. Budowa kościoła św. Trójcy nie była ukończona i brakowało jeszcze wież kościelnych. Ten fragment opisu pozwala na datowanie opisanej wizyty w Kwidzynie przed rokiem 1866, w którym to zakończono budowę owych wież.

Ratusz, fot. z 1878 r.
Ratusz, fot. z 1878 r.

Stare Miasto, fot. z 1878 r.
Stare Miasto, fot. z 1878 r.

"Zachodniopruska Stadnina Krajowa"
"Zachodniopruska Stadnina Krajowa"

Zwraca uwagę zachwycanie się kwidzyńską „Zachodniopruską Krajową Stadniną” położoną przy ówczesnym Placu Zamkowym na Podzamczu w środku miasta od 1788 roku, która większe wrażenie uczyniła na autorze niż sąsiadujący z tymi zabudowaniami Pałac Fermora. Stadninę przeniesiono stąd na Miłosną dopiero w 1910 roku, a autor nieco przesadził z obsadą koni w tym miejscu, bowiem ponad dwustukonne stado rozdzielone było pomiędzy stajnie także w Opaleniu, Bydgoszczy i Pile.

Kościół św.Trójcy
Kościół św.Trójcy

Autor „Listów” odwiedzał Kwidzyn w latach pewnego przełomu, gdy przepoczwarza się on z grodu „rolno-mieszczańskiego” w ośrodek regionalnej pruskiej administracji z dużą liczbą urzędów i instytucji . W obrębie miasta występują wówczas jeszcze pozostałości rolniczej infrastruktury. Zabudowywany jest wschodni kwartał miasta zwany „Dzielnicą Stodół”, gdzie od obecnej ulicy Targowej, do Słowiańskiej i do Piłsudskiego w miejscu stodół powstają budynki publiczne i kamieniczki mieszkalne. Pomiędzy nimi nasz podróżnik dostrzega jeszcze lepianki kryte słomą i rudery gospodarcze, które wkrótce potem stamtąd znikną.
To zapewne gdzieś w tych okolicach nocował w 1636 roku francuski podróżnik i sekretarz poselstwa francuskiego Karol Ogier, który w swych pamiętnikach pomstuje na kwidzyńskie gospody, w których nie dość, iż nie było wygodnych łóżek i pościeli, a tylko z trudem można nabyć słomę na posłanie. W swoim „Dzienniku podróży do Polski 1635-1636” Ogier barwnie opisuje nocleg w Kwidzynie, w słomianej pościeli w sąsiedztwie świń chrząkających za parawanem z desek.

"Wyższy Sąd Ziemski"
"Wyższy Sąd Ziemski"

Marienburger Strasse.jpg

Można się domyślać, że „Czesław Lubiński” woził w swym bagażu podróżnym album z widokami miast wydany w 1855 roku w kwidzyńskiej oficynie Kanterów – F. A.von Brandstatera „Die Weichsel, Historisch, Topografisch, Malerisch unter Mitwwirkung einer Anzahl von Kundigen Mannern beschrieben„, który często cytuje. To z tamtego dzieła pochodzi ostatni smakowity wyjątek zwięźle oddający klimat życia w XIX-wiecznym Kwidzynie.
Wybrałem fragment tekstu ks. Damrota, w którym trzeba się trochę przekopywać przez staropolszczyznę, którą cytuję w wersji nieredagowanej.

Loża "Złota Harfa"
Loża "Złota Harfa"

„Listy z podróży odbytej przez Prusy Królewskie

przez Czesława Lubińskiego”

Pomimo prawdziwie wspaniałego widoku, jaki miasto zdaleka przedstawia, pomimo niektórych poważnych budowli i ulic i pomimo, że jest siedzibą władzy departamentowej i wielu innych, robi Kwidzyn zbliska wrażenie małego miasta. Sprawia to po części mnóstwo ślicznych i wielkich ogrodów, w których pojedyncze domy i całe ulice formalnie nikną, jako też mnóstwo ciupek i lepianek o jednem maluczkiem oknie z dachem słomą krytym, które jakby pogrążone we śnie czarodziejskim, stały się nieczułemi i nieprzystępnemi dla cudotwórczej różyczki dla nowoczesnej czarownicy, wymuskanej kultury. Ale czego ani ta, ani czas nie dokazał, dokaże bez wątpienia silniejsza od nich policya i ambicja wielkomiejska, gdy się tym anachronicznym widokiem dość najgorszą.

Ale przejdźmy się na chwile po mieście! Staromury utrzymały się jeszcze po części, ale ponieważ ta sukienka okazała się już dawno za ciasną, rozrosło się miasto znacznie po za jej obręby, które należą do piękniejszych dzielnic, o ile że modniejsze. W niewielkim rynku przystrojonym jeszcze po jednej połaci starożytnemi wystawkami, przed domami, stoi ratusz, ozdobny w piękną wysmukłą wieżę. Wnętrze wszelako, jak równie niepokaźna zewnętrzność, nie ma nic oglądania godnego, chyba zasługuje na to pająk wyrobiony z ogromnych rogów jelenich z obrazem Maryi Panny i portret króla Stefana Batorego, wielkiego dobrodzieja tego miasta, umieszczony na drzwiach subtelnie rżniętych.


Niedaleko za tumem kryje się w ciemnych i brudnych zaułkach niepokaźny dom regencyi kwidzyńskiej, o czem się przypadkiem dowiadujesz, jeżeliś dość ciekawy pójść oglądać sławną stajnię rozpłodową, założoną w r. 1788, a obejmującą do dwóchset ogierów rasowych. Nie łatwo uwierzyć, że wspaniałe gmachy są marsztalniami, a naprzeciw stojące nędzne zabudowania gmachem regencyjnym; tem łatwiej jednak można przekonać się o sile nawyknienia, która przytępiając delikatne nosy i oczy panów regierungsrathów, w niwecz obraca uczucie piękna i prawa estetyczne.
Kościół katolicki, wystawiony z wielkim nakładem dość ubogiej gminy i jeszcze nie wykończony, jest wielką ozdobą dla miasta, a jeszcze większą wygodą dla parafian, którzy ledwo kilka lat uczęszczali na nabożeństwo o milę do kościoła wiejskiego, – działo się to, jak przypominam, w drugiej połowie wieku dziewiętnastego i w mieście regencyjnem Kwidzynie ! Jest to wspaniała bazylika o trzech nawach, wykonana w czystym stylu romańskim aż do ostatnich linii i ozdóbek; dotychczas brakuje jej projektowanych dwóch wieży, a i wnętrze wygląda dosyć pusto.


Dla braku czasu nie zabawiliśmy długo w Kwidzynie, ale dość długo, by oprócz wyliczonych znaczniejszych przedmiotów sztuki lub starożytności, zabrać także znajomość ze sklepami miejskiemi i spróbować wina i piwa kwidzyńskiego, co, przyznam się w sekrecie, zabrało nam znacznie więcej czasu niż oglądanie starych murów. Ale tak to bywa; im mniej znajdujesz znajomych i im rzadziej się z nimi widujesz, tym dłużej pragną Cię zatrzymać, tym więcej lgnie serce do serca, zwłaszzcza w obczyźnie. Zresztą uważam te niby skrupuły za zbyteczne, bo aby poznać świat, nie dość przecież obejrzeć góry i mury, ale trzeba poznać duchy i druhy, jakie je zamieszkują i ożywiają.


Aby na zakończenie podać ogólną charakterystykę tego miasta, streszczam w kilku rządkach niektóre myśli wyjęte z Brandstettera, który rzecz o Kwidzynie mniej więcej tak kończy : Kwidzyn to miasto pełne sprzeczności, jak cała jego zewnętrzność tak i duch wewnętrzny; jedni nie wahają się pomieścić je pomiędzy mieścinami rolniczemi, drudzy widzą w niem metropolią inteligencyi wielkomiejskiej, a w rzeczywistości jest ono kolonią urzędniczą, wielką stacyją biurokratyczną. Bo rzadko zaprawdę obejmje w swych murach inne miasto, nie liczące jeszcze 10.000 mieszkańców, tyle władz i dykasteryj urzędniczych, co Kwidzyn. Mianowicie mają tu swoją siedzibę: regencya departamentowa, sąd apelacyjny na Prusy Zachodnie, sąd powiatowy, wyższa dyrekcja poczt, główny zarząd celny, kamera domanialna, landratura, generalna i prowincjonalna landszafta, zakład rozpłodowy na konie, bank asekuracyjny dla ruchomości, gimnazjum, wyższa szkoła żeńska i odpowiednie władze wojskowe i komunalne, jeżelim je wszystkie wyliczył. Nie trudno więc uwierzyć, że oprócz wybornego piwa jest konsumpcja atramentu największa, a żaden przemysł tutaj tak nie kwitnie, jak fabrykacja aktów. Handel ożywia się tylko czasami i to gdy stróży aktów zapisanych i zbutwiałych puszczają na licytacją, a powszechną ciszę przerywa jedynie nieustanne drapanie skrzętnych piórek. Taki oto Kwidzyn !

Czesław Lubiński